Szmaty mówią do nas, a nawet krzyczą, ale tylko jak leżą na półce sklepowej, albo w koszu w używańcach. Milkną ździry natomiast jak już są w domu i tak ich stos rośnie. Po jakimś czasie dopiero człowiek zaczyna się dusić, wraz ze wzmożonym poczuciem winy, że kolejny pomysł nie doczekał się realizacji, a szmata leży i milczy wymownie.
I już miejsca na nie brak...
Dlatego czas na trawienie. Tu i teraz. Liczymy, że jak publicznie padnie deklaracja uszycia z nich czegoś - czegokolwiek, tak już nie będzie odwrotu.
I stanie się porządek i nowych użytecznych rzeczy przybędzie.
STOS PIERWSZY(a będzie kontynuacji bez liku) składa się z 5 szmat:
SZMATA 1
dwustronna kołderka dziecięca, kupiona okazyjnie w Ikei. Niestety straciła swą funkcję jak okazało się, że jej róg niezbędny jest do uszycia kołderki dla filcowego liska, o tego KLIK
Do przerobienia na coś innego...
SZMATA 2
sklepowa, dzianinka, kupiona w W-wie na Cybernetyki. Miała być z niej piżamka....
SZMATA 3
Mały kawałek flaneli nie wiadomo po co kupiony w FabryQ
SZMATA 4
Zasłonki kupione w SH,ale okazały się za małe.
SZMATA 5
Nowe kotwice z Drecotton
Kupione po coś, ale nikt nie pamięta po co.
Jakiś wstępny plan jest co z tego będzie, nawet dodatki pasmanteryjne się znalazły.
Trudno,żeby się nie znalazły. Tak samo jak szmaty drą ryja jak tylko do sklepu wchodzimy...
No ale nic to.
Może się z tym i innymi stosikami uporamy.
Trzymajcie kciuki.
PS. Macie stosiki do przetrawienia?Czy jesteśmy w tej chorobie osamotnione???
Chyba większość szyjących jest w tej chorobie :)
OdpowiedzUsuńoj u mnie też takich dużo szmatek do przetrawienia :) A ja czasu nie mam...
OdpowiedzUsuńOj mamy stosiki i to całkiem sporę :) Chyba się dziś zmotywuje, dzięki wam i coś z tym spróbuje zrobić.
OdpowiedzUsuńBoże, ja też mam takie...
OdpowiedzUsuńPlus stosik łachów, które oczywiście "przerobię sobie w minutkę".
Tja.
Witam w klubie, mam cały stos szmat w koszu pod biurkiem, świetnie się na nich nogi trzyma, bo póki co pomysłów na ich recykling brak :(
OdpowiedzUsuńniebieskie szmatki to mi na poszewki na poduchy wyglądają :)
Dobrze, że ja tylko z filcu różne popierdółki szyję, więc cały zapas sukcesywnie się zmniejsza :).
OdpowiedzUsuńUgh...nie jeden i nie dwa....:))
OdpowiedzUsuńU mnie sprawdza sie zasada, ze im dłużej coś leży tym lepsza rzec z tego potem wychodzi ;-)
OdpowiedzUsuńDotyczy to i tkanin i wełen .
Niestety też choruję na szmatocholizm ;)
OdpowiedzUsuńChyba czas założyć blog, na którym zobowiążę się do regularnego szycia, może wtedy zmniejszy się u mnie w domu ilość szmat, ach jeszcze musieli by mnie odciąć od nowych.
Pozdrawiam,
Iwona
Zapewniam was,że nie jesteście samotne- do mnie też "szmaty" wołają jak wchodzę do sklepu a potem leżą w szafie i półka zaczyna się pod nimi uginać ;p
OdpowiedzUsuńCiekawe co wykombinujecie!
Czekam :))
Stosy rosną, rosną, piętrzą się. Kolejny pojemnik z trudnością zapycham. Pomysły wpadają do głowy, w najbezpieczniejszym przypadku są zapisane, w gorszym- narysowane, a w najgorszym zaczęte.... ale nie dokończone. Cieszę się, że nie jestem sama z tymi szmatami :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmam jakieś pińcset stosików do przerobienia ;)
OdpowiedzUsuńNie liczy się! Prosze podać datę wywiązania się ze zobowiązań.
OdpowiedzUsuńKonkrety: kiedy te szmatki zostaną strawione?
Mnie to raczej braknie życia,żeby stosy szmat i łachów przetrawić ; )...Jestem niereformowalna bo nawet jak jedna szmata doczeka się nowego wcielenia,to zaraz na jej miejsce przybywa kilka kolejnych...jestem chora i nie zamierzam tego leczyć : ))). Pozdrawiam - zaszmacona ( nie mylić z zeszmaconą ) Monika : ).
OdpowiedzUsuńOooo,jaki bliski mi temat :P
OdpowiedzUsuńZaszmaciłam się od czasu bycia w ciąży z najmłodszą.Tymczasem czas leciał,dziecko zbliża się do wieku przedszkolnego a szmaty z milczących zmieniły się w żałośnie wyjące z każdego kąta.Coś we mnie pękło (czyt. nue było już miejsca na przełożenie ich tak by zeszły mi z widoku).Milczę zatem na blogu bo ...jestem w szale szycia.Ja przekroczyłam połowę - a do kiedy Wy zamierzacie się rozprawić ze znamiinami swego nałogu???
Jak ja to dobrze znam...
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę :-)
hahahah oj ryczą, uśmiałam się fajny wpis...
OdpowiedzUsuńnie jesteście w tym same
ostatnio jednak twierdzę że się troszkę podleczyłam...przerzuciłam się na wypustki i naaaakupiłam ostatnio :D
Ostatnio z przyjaciółką stwierdziałam również ze takie zbiory się jednak czasami przydają...musze uszyć coś na szybko, otwieram szafę coś tam wyciągam ale za małe, wiec tu doszyję tam doszyję ( mówiąc kolokwialnie i po naszemu tu pierdo..e, tam pierd...e) i wychodzi lepiej niż jak bym nad tym myślała cały tydzień a po tkaniny specjalnie poszła do sklepu....
Ja robiłam stosy nawet gdy maszyna była jeszcze w moich marzeniach. Teraz gdy marzenie stoi w domu żadnej szmatki nie wyrzucam a nóż kiedyś będzie potrzebna ot na przykład dzisiaj Zosia potrzebowała pelerynę dla lalki, która miała być Elsą. Mama poszła wyciągnęła z pod schodów siatę starych nie noszonych ubrań, wygrzebała koszulkę przeszywaną złotą nitką, ciach trach i gotowe... Radość Zosi bezcenna :-)
OdpowiedzUsuńpiękny stosik :) mój stosik w pudełku zamknięty... w oczy nie kłuje ;) a że maszynę dopiero oswajam to pewnie jeszcze do stosika materiałów przybędzie, bo drą się do mnie nawet przez monitor pc ;)
OdpowiedzUsuńStos na cudeńka tylko czeka :)
OdpowiedzUsuńRety, mam to samo, wszędzie tego pełno w kartonach - pod łóżkiem, za łóżkiem i na dnie szafy :D Mąż przewraca oczami, a ja cichaczem dokupuję kolejne ;)
OdpowiedzUsuńo jacie kręcę, myślałam, że tylko do mnie szmaty się drą :D
OdpowiedzUsuństosik to mało powiedziane, mam całe szafy szmat do uszycia, tylko jakoś brak pomysłów ;-)
OdpowiedzUsuńWysypują się wręcz z szafy, a jak idę dzieś i widzę jakie tam indziej dobro mają, to ech i ach i wzdycham tęsknie.
OdpowiedzUsuń