Wszystko miało zacząć się od tapety z poprzedniego posta i tak się stało.
Nie wiedzieć czemu pierwszą rzeczą jaka przyszła mi do głowy, kiedy ją rozpakowałam, były pieńki. Wydaje mi się, że one nie przyszły teraz, tylko od dawna w niej siedziały.
Odkąd Lady Stump vel Szyte Zwierzątka miała jeszcze na nie fazę.
Bardzo mi się już wtedy spodobały, ale motywacji do rąbania pieńków na maszynie nie miałam.
Dała mi ją jednak tapeta w misie. Może dlatego, że i to i to z lasu:)
Jakby się ktoś pytał po co, to do podpierania łokci matki karmiącej, a nie do czego innego jak zasugerowała nasza przyjaciółka.
Zupełnie nie wiem o co jej chodziło.
Zboczona jakaś.
Oj pamiętam te bidne łokcie podczas karmienia...zatem pomysł kapitalny, a i skojarzenie zrozumiałe :-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Pieńki superowe!
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuńJakie fajne te pieńki!
OdpowiedzUsuńPieńki do karmienia? Pomysłowo :)
OdpowiedzUsuńMega fajne! :)
OdpowiedzUsuńPiękne pieńki. A kiedy nie będą już potrzebne do karmienia, mogą stanowić piękną ozdobę dziecinnego pokoju.
OdpowiedzUsuńMnie tam się pieńki kojarzą tylko z jednym, z Miasteczkiem Twin Peaks! Za to za Chiny Ludowe nie wiem jakoby miały służyć pod łokieć :)
OdpowiedzUsuń