Nie wiem jak Wam minął czas odpoczynku, ale ja doprawdy nie spodziewałam się spędzić urlopu z grzybem między nogami, a spędziłam.
I to nie jednym.
Zaliczyłam ich setki.
Niezbadane są wyroki lata.
Niestety tytuł posta nie jest wenerycznym wyznaniem, a próbą ustalenia czy to już starość.
Otóż muszę przyznać, że wielką mi ta dojrzała rozrywka przyniosła radość.
Nacieszyłam płuca świeżym powietrzem Borów Tucholskich, oczy rozpostartymi pajęczynami mieniącymi się wschodzącym słońcem, nos zapachem bomblującej zalewy octowej i mózg wolnością.
Świetny tytuł! he he :)
OdpowiedzUsuńPrzetwory do pozazdroszczenia :)
Zazdrość sobie do woli ;)
Usuńhihihi...ja właśnie dziś kończę urlop na Kaszubach....obładowana suszonymi grzybami i słoiczkami:)))
OdpowiedzUsuńJa koło Swornychgaci bawiłam.W Drzewiczu.A ty?
UsuńSama to wszystko uzbierałaś???
OdpowiedzUsuńZ Teściuniem chodziłam,ale on drugie tyle uzbierał.Więc towar na zdjęciu to moja połowa:)
Usuńświetne zbiory
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci,że pierwszy raz chodziłam po lesie i zbierałam grzyby a nie ich szukałam.
UsuńKiedy konsumpcja?
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie wiem ile taki słoik się marynuje?
UsuńZapytaj Go. A
UsuńMówi,że jeszcze nie;)
UsuńBrawo, łono natury motywuje :D oby częściej takie twory potem powstawały.
OdpowiedzUsuńSezon na szczęście na grzyby na łonie ma swój kres;)
UsuńHaha,tytuł brzmiący dwuznacznie ;p
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej same pozytywy z tego nowego hobby :))
A i owszem:)
UsuńŚwietne zbiory. :)
OdpowiedzUsuń