Jakież było moje zdziwienie kiedy mój Mąż Przemysław, ten sam który będzie dziś wybijał pięścią dziury w paździerzowym stole z Ikei kiedy strzelimy Niemcom gola, zaproponował, abyśmy w wolnej chwili, których nie mamy ostatnio zbyt wiele, poszli do Muzeum Domków dla Lalek...!!!
Przypadkowo dysponuję fotografią swego lica z miną, która mi wtedy towarzyszyła:
Zdziwienie szybko ustąpiło bezgranicznemu zadowoleniu i silnemu radosnemu ślinotokowi.
Objawy te nasiliły się kiedy przekroczyłam w sposób niezwykły prób Muzeum.
Nie będę zdradzać jak to się dzieje i przez co się przechodzi, żeby Wam nie psuć niespodzianki jeśli zdecydujecie się wybrać, niemniej już od wejścia jest bajkowo.
Od pierwszej gabloty moje serce mocno przyśpieszyło, na widok zabawek, które znalazłam w dawno nieotwieranych dziecięcych szufladach swojego mózgu.
Oto one:
Z trudem powstrzymałam się przed załadowaniem wszystkich zdjęć jakie zrobiłam.
Najbardziej ujęło mnie wszystko, a szczególnie oświetlenie tych domków i zastosowanie koralików do wykonania różnych elementów ich wyposażenia.
Zaskoczeniem był pogrzeb lalki zakonnicy, chowanej w szklanej trumience... :) i wiejska izba w starym chlebaku! Co za wspaniały pomysł!
Miłego oglądania, mam nadzieję, że również na żywo.
Muszę też wspomnieć o przesympatycznych Paniach, które pracują w Muzeum i o sposobie na zakup ulgowych biletów.
Wszystko znajdziecie na ich stronie